Wstrzemiezliwosc – na granicy orgazmu

 

 Wstrzemięźliwość – na granicy orgazmu

. Zdziwią się niektórzy Czytelnicy, bo tym razem będę zachwalać wstrzemięźliwość. Stało się to dzięki mojemu dawnemu kochankowi, a obecnemu przyjacielowi, który niespodziewanie opowiedział mi o swoich erotycznych doświadczeniach.

Zawsze miał kłopoty ze zbyt szybkim wytryskiem. Z zazdrością oglądał filmy porno, na których mężczyźni potrafili pracować swoimi sztywnymi ogierami — zdawałoby się —bez końca. Wprawdzie ja nigdy nie zgłaszałam zastrzeżeń pod adresem jego erotycznych możliwości, zawsze był bowiem czuły, zawsze potrafił rozpalić mnie pieszczotą, zadowolić językiem lub ręką — ale rzeczywiście: z zasady jego finalna akcja trwała dość krótko. Niezależnie od zadowolenia kobiety — mężczyzna może być takim stanem rzeczy zakłopotany.

Otóż pornograficzne wyczyny na filmach natchnęły mojego przyjaciela. Musi być przecież jakiś sposób, by kontrolować wytrysk. Zaczęło się więc od tego, że uwierzył w swoją siłę panowania nad orgazmem. I nie chodziło tu o to, że skoro inni mogą, to może i on. Po prostu postanowił odszukać, odnaleźć jakiś sposób… Myślę, że warto, aby jego historię poznali czytelnicy „Seksretów”. 

W pewnej książce trafił na informację, że chińczycy zwykli w tej materii doskonalić się w wstrzemięźliwości,

Co z tego mieli? — zapytał się w duchu mój przyjaciel. Czy tu chodzi o celibat, unikanie seksu? Przecież nie. Ponadto hinduscy jogini dochodzą ponoć w sztuce erotycznej do takiej maestrii, że opanowują metodę cofania spermy, tak by nie trysnęła, chociaż już ma taki zamiar! — siłą woli w ostatniej chwili zmuszają ją, by wróciła w głąb ciała. W jakimś opowiadaniu starożytna kurtyzana rozkoszowała się kochankiem, który kopulował z nią niestrudzenie i miał niezliczoną ilość wytrysków: sperma wędrowała mu tam i z powrotem, a jogin popadał w coraz większą ekstazę. A w końcu, gdy w szalonym uniesieniu zdecydował się na ostateczną ejakulację — sperma wystrzeliła z niego tak, że kurtyzana o mało nie zemdlała z bólu. Poczuła w pochwie eksplozję petardy! Przeczuła siłę chińskiego wynalazku, prochu, którego podówczas jeszcze w ogóle nie znano. W każdym razie wszystkie informacje dowodziły, że doskonalenie wstrzemięźliwości służy głębszemu przeżyciu seksualnej rozkoszy.

Mając taką perspektywę, o wiele łatwiej było rozpocząć mozolną pracę, która — o dziwo — zaczęła przynosić efekty szybciej, niż można się było spodziewać.

Należy więc zacząć od długich pieszczot i od razu nastawić się na to, że wytrysku, a więc orgazmu — nie będzie. Dużo zależy tu od kochającej i wyrozumiałej partnerki. Jak łatwo się domyślić — nie wchodzą w grę panienki z agencji, do których czasem, w przypływie rozpaczy, mój przyjaciel się odwoływał. Tu potrzeba kobiety kochającej i on akurat był z taką.

Zaczęły się więc pieszczoty, bardzo delikatne i długie. Kutas mojego przyjaciela był tak roznamiętniony, że na początku wystarczyło lekkie muśnięcie, a już wychlutywała z niego gorąca lawa. Ale w końcu po kilku wieczorach udało się przeciągnąć pieszczoty i igraszki do kilkudziesięciu minut. Warunkiem było to, by nie pozwolić sobie na wytrysk, nie pozwolić sobie nawet później, po pieszczotach. Na przykład rano jego członek domagał się, by on ulżył sobie bodaj onanizmem. Wcale niełatwo było się temu oprzeć.

Zauważył jednak coś dziwnego, Jego nierozładowana energia seksualna była jak nastawiony na pełną moc silnik. Przez cały dzień rozpierała go energia, był jak dynamit — odmłodniał. Gdy decydował się na wytrysk — eksplodowały z niego prawdziwe kaskady spermy, a orgazm był tak mocny i zniewalający, jak nigdy dotąd. Wstrzemięźliwość popłacała.

Coraz bardziej wydłużał więc seksualne zabawy, już się ze swoją ukochaną mógł delikatnie i powoli kochać, do tej pory jego fallus jeszcze nigy nie zagłębiał się na tak długo w żadnej pochwie. Uprawiał teraz seks częściej i dłużej niż kiedykolwiek — a wytrysków miał mniej niż kiedykolwiek. I ten dziwny stan z niewiadomego powodu zaczął mu sprawiać wielką przyjemność.

Może dlatego, że niesfinalizowane pieszczoty pozostawiały go w stanie nienasycenia, w stanie ciągłej podniety. Bezustannej gotowości i chęci. Nie wiadomo w jaki sposób zaczęło mu sprawiać przyjemność samo kochanie się, utrzymywanie na granicy orgazmu. Wcześniej nawet nie przychodziło do głowy, że coś takiego może sprawiać rozkosz. Że powstrzymywanie się jest potęgowaniem rozkoszy, a nie umartwianiem się. 


 „I wiesz” — zakończył swą opowieść — „do tego wszystkiego odzyskałem nawet taką zwykłą, codzienną radość. Teraz mogę się ze swoją żoną, aha, bo wzięliśmy w końcu ślub, możemy kochać się tak długo, jak chcemy, mogę robić to tak długo, aż ona będzie szczytować. I wtedy mogę albo nie — trysnąć w nią miłosną fontannę. Wyobraź sobie, że ja się już w ogóle nie umartwiam, tylko po prostu mam orgazm, gdy już zaczniemy się kochać, Ale stało się coś niezwykłego.

Kiedyś byłem opętany pragnieniem seksu, wytryskami, kopulacją, a teraz jest we mnie spokój. Orgazm daje mi prawdziwą satysfakcję, pieszczota jest pieszczotą, sperma spermą, każdy dzień jest zwykłym dniem — wszystko tylko dlatego, że okiełznałem ten szalony żywioł, jaki mną targał przez całe życie”. Okazuje się więc, że korzyści płynące ze wstrzemięźliwości są naprawdę kuszące. Polecam to uwadze nie tylko tych panów, którzy mają problemy z przedwczesnym finałem. Jak sądzę, każdemu taka duchowo-fizjologiczna praca może wyjść na dobre. Czego serdecznie życzę. DOMINIKA

Komentarze